Uległość? Dominacja? To dopiero początek drogi...
Dyskutant
Ciekawy temat poruszyłaś, który nadaje się do głębszej dyskusji ( Nisza zaraz go pewnie przeniesie więc wypowiem się jeszcze tu ).
Czy w związku klimatycznym może występować sam waniliowy seks ? Hmm... nigdy nie spotkałam się z korespondentem przebywającym w takiej relacji. Ale przecież jeżeli na codzień występuje dominacja i uległość po za sypialnią to w jakimś stopniu jest BDSM. I nie chodzi mi tutaj o DD. Występują wszystkie aspekty klimatyczne odrzucając sfere erotyczną. Ja jeszcze wyrobionego zdania na ten temat nie mam, musiałabym troszeczkę dłużej się nad tym zastanowić, ale intryguje mnie to. A wy jak myślicie ?
Offline
Starszy użytkownik
A jak widzisz dominację/uległość poza sypialnią?
Bo z samego skrótu BDSM wynika aspekt fizyczny (m.in. wiązanie, spanking).
Nie chcę żeby wyszło, że się wymądrzam, ale ja sobie nie wyobrażam relacji bez fizyczności...
Offline
Dyskutant
Właśnie trudno mi to sobie wyobraźić bez aspektu erotycznego, ale przecież owa również istnieje ( nie wszystkie działania przecież mają podłoże seksualne bądź do niego prowadzą ). Pan nadal byłby odpowiedzialny za podejmowanie decyzji, obowiązywałyby ustalone przez niego zasady, miałby nad uległą kontrolę, nie było by sprzeciwów typu 'tego nie zrobię'. Nie koniecznie mogłoby się kończyć na DD. Kary nie musiałyby być cielesne, tylko psychiczne.
Offline
To ja się wywnętrzę - u nas bardzo długo funkcjonował BDSM bez aspektu fizycznego. Jak to wyglądało? Kary były strikte związane z przewinieniem - jeśli np. zapomniałam coś zrobić to Pan nakładał na mnie znacznie więcej elementów o których musiałam pamiętać, jeśli np. zaczynałam zwracać się w nieodpowiedni sposób, Pan groził że jeszcze słowo a natrze mi język mydłem. I tak to się toczyło. Może nie było aspektu fizycznego, ale jednak nasza zależność/relacja nadal funkcjonowała.
Offline
Starszy użytkownik
Hmm czyli w tym czasie Niszo np. nie klęczałaś nago przed Panem, był czysty waniliowy seks? Podziwiam...
Offline
Nie klęczałam nago, klęczałam ubrana. Pan ustalał reguły, egzekwował je i nadal wymagał bezwzględnego posłuszeństwa.
Czy czysty waniliowy seks? Nie wiem - dla mnie seks chyba nigdy nie jest do końca waniliowy. Odbieram naszą relację bardzo emocjonalnie, więc bez względu na to czy Pan podczas seksu mnie bije, czy zapina klamerki czy po prostu na mnie patrzy to i tak dla mnie jest cały czas moim Panem i w takim wymiarze postrzegam też seks z nim.
Oczywiście, miałam świadomość tego, że w każdej chwili to się może zmienić, że pomimo takiej a nie innej sytuacji Pan może uznać że w danym momencie chce mnie wychłostać, torturować moje piersi czy cokolwiek innego - w końcu całe moje ciało należy do Niego - ale przez dłuższy czas funkcjonowało to właśnie w taki sposób i nie byłam z tego powodu nieszczęśliwa.
Wiem jednak ,że tak to działało w moim wypadku, bo dla mnie BDSM jest emocjonalny, psychiczny. Jeśli dla kogoś jest fizyczny, lub fizyczność odgrywa ważniejszą rolę to pewnie sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej
Offline
Dyskutant
Widzisz Niszo, uważam, że zaczełaś swoją relację z Panem bardzo zdrowo. Razem budowaliście zaufanie, zrozumienie i małymi kroczkami wchodziliście w relację BDSM. Dla mnie zawsze klimat miał rację bytu poprzez uczucia, więź, przywiązanie etc. Jednak także fizyczność powinna odgrywać tu ważną rolę, ale właśnie za pośrednictwem tego wymiaru psychologicznego, który na przykład dla mnie jest bardzo ważny. No bo co to za relacja, jeżeli Pan już przy pierwszym spotkaniu mówi ' na kolana ' ?
Ostatnio edytowany przez chococarmel (2014-04-10 10:39:19)
Offline
Karmelko (mam nadzieję, że taka forma Ci nie przeszkadza ), ja się z Tobą zgadzam! Ja uważam, że normalnym jest to, że BDSM postrzega się w kontekście fizyczności - zresztą chyba w dużej mierze o to w tym chodzi.
Kiedyś w czasie rozmowy na innym forum, kiedy ja prawiłam swoje mądrości życiowe o podporządkowaniu i bezwzględnym posłuszeństwie, inna osoba mówiła o tym, że tam gdzie kończy się przyjemność (akceptacja) u uległej tam zaczyna się przemoc. I osoba trzecia w tej dyskusji zarzuciła mojej rozmówczyni hedonistyczne podejście do BDSM.
Wtedy jakoś wydało mi się to normalne i wręcz prawidłowe, że on tak powiedział. Dzisiaj wiem, że to trochę nie tak. Jej podejście było ok, ale w stosunku do BDSM, a mnie po prostu bliżej do czegoś innego niż do BDSM samego w sobie, stąd i moje inne podejście.
Więc reasumując, rozumiem to, że dla kogoś BDSM bez fizyczności jest wybrakowane. Ja po prostu jestem takim dziwnym elementem, u którego może tak to działać. W dużej mierze właśnie ze względu na to, że bliżej mi chyba jednak do GL niż do BDSM jako takiego.
To co napisałaś, o tym wyświechtanym już "na kolana" na dzień dobry, to ja akurat uważam że to może funkcjonować, jeśli szuka się kogoś kto zaspokoi w łóżku. Czysto seksualnie. Wtedy jeśli facet ma na tyle silny charakter, że jego "na kolana, Suko" faktycznie przynosi efekty zamiast być śmiesznym, to dlaczego nie. Ale jeśli facet chce zbudować dłuższą relacje i zaczyna ją od "na kolana Suko", to bliżej mu chyba do Jasia Fasoli niż do Domina.
Uff... Ale się nagadałam
Offline
Dyskutant
W dużej mierze zgodziłabym się z tą osobą. Co zresztą chyba zrobiłam - już nie pamiętam . Pan wymierzając uległej karę, wybiera taką, która na prawdę będzie karą ( co jednocześnie rozumie się przez sie, że jest to dla niej nieprzyjemne i sama z siebie oponuje przeciwko temu ), jednak jak by nie patrzeć równocześnie zgadza się na to. To jest taka sprzeczność, ale dla nas - osób w klimacie, jest to rzecz naturalna.
Widzisz niszo ( muszę ci znaleźć jakąś fajną ksywkę ), według mnie BDSM bez fizycznośći jest dobrym pomysłem na sam początek, gdy relacja się dopiero rozwija. Jednakże na dłuższą mete ( w sensie, że tak na codzieć bez aspeku seksualnego ) nie wiem czy miałoby to racje istnienia. Wiem, ze u mnie na pewno nie. Podłoże psychologiczne jest tutaj bardzo ważne, ale jednak ta seksualność też musi tu występować.
I co do twojego przedostatniego ostatniego akapitu bezceremonialnie się z Tobą zgadzam. Tyle, że według mnie nie jest to już określone mianem BDSM, a po prostu seksem z motywem
Offline
Tak naprawdę w klimacie zgadzamy się nawet na skrajnie nieprzyjemne i "nie-do-zniesienia" elementy, pomimo tego że najchętniej by się tego uniknęło.
Nisza (a w zasadzie Nisha) to imię nadane mi przez Pana, więc za każdym razem jak tak do mnie mówisz, to mnie łechczesz
A może uściślij co rozumiesz przez aspekt fizyczny BDSM, bo może postrzegamy to trochę inaczej?
Offline
Dyskutant
A wolisz jak ktoś zwraca się do ciebie Nisza, czy Nisha ?
Dla mnie aspektem fizycznym ( chodzi mi tutaj o BDSM ) po prostu jest seksualność. Fizyczność czyli cielesność. W moim odczuciu jedno równa się drugiemu. Jak mówiłam już wcześniej, dopiero raczkuję w tematach BDSM, więc zgłębiam jak na razie teorię. Ale możliwe, że źle to postrzegam, więc słucham opinii ludzi, uczę się i wyrabiam własną . A dla ciebie niszo ?
Offline
Dyskutant
Według mnie, to jest połączenie wielu czynności w codzienność. Dla mnie jest to po prostu podzielenie BDSM na obręb psychiczny i fizyczny. I dopasownie wszelakich... hmm... zależności w te dwa pola, które mają ograniczony zasięg. Czyli to co się dzieje w głowie i na zewnątrz niej, czyli odczucia cielesne. W sprawie zadawania bólu jest to kwestia podzielona, bo występują symptomy i tu i tu, ale tak, jest to dla mnie również aspekt fizyczny, nie wyłączając jednak psychicznego.
Offline
No i właśnie dlatego pytałam, bo jeśli tak rozumieć fizyczność, to między nami ona była. Nie wyobrażam sobie nie kochać się z Panem.
Znaczy, jeśli ktoś czyta mojego bloga, to żeby nie było niedomówień - bywaly okresy kiedy miałam z tym duży problem, ale w gruncie rzeczy głównie chodziło o dotyk. Sam akt seksualny mi jakoś nigdy nie przeszkadzał.
Offline
Dyskutant
Możecie mi wytłumaczyć, o co chodzi z tym dotykiem ? Bo ja już chyba nie kapuje
Offline
Możecie. Znaczy mogę ja, bo nie wiem czy u Lindsey działa to w ten sam sposób.
Niestety przez długi czas miałam swego rodzaju blokadę psychiczną. Miałam praktycznie zerowe libido, więc jako Su, czułam się upośledzona w pewnym sensie. Kiedy Pan zaczynał mnie dotykać natychmiast zaczynał się stres, że powinnam być podniecona a nie jestem. Na szczęście ten paskudny okres mam już za sobą.
Jednakże, efekt tego był taki, że za każdym razem gdy Pan zaczynał dotykać moich piersi, czy próbował mnie "nakręcić" było to dla mnie skrajnie wręcz nieprzyjemne i nieakceptowalne.
Sam akt seksualny natomiast rzadko bywał nieprzyjemny. Nawet jeśli Pan kochał się ze mną "wbrew mojemu ciału", to zazwyczaj już po chwili było/jest to przyjemne.
Offline
Dyskutant
Ale stres wynikał z samego poczucia, że powinnaś być podniecona, czy też z innych aspektów ? Ciekawi mnie to, ponieważ nigdy nie słyszałam o podobnych zachowaniach, jedynie jakich, to wynikających z kompleksów. Wiesz, że ooo.. nie spodoba się jemu moje ciało, ty mam za dużo, a tam za mało, mogłabym mieć lepsze cycki etc.
Offline
Nie. To raczej był element narastania. Mając poczucie tego, że dla mojego Pana powinnam być zawsze gotowa, uważałam za ujmę na honorze fakt, że przed długi czas nie miałam ochoty na seks w żadnej formie.
Oprócz tego, jesteśmy małżeństwem, więc już oczami wyobraźni widziałam te 16-tki kręcące się wokół niego za parę lat
Im dłużej to trwało, tym sama na sobie wywierałam presję. Przecież muszę mieć ochotę, przecież tak się dłużej nie da, przecież mój brak ochoty jest zagrożeniem dla naszego małżeństwa. A im większa była presja, tym większy stres. Im większy stres, tym większe rozczarowanie i znów narastający lek.
A jeszcze jak moja mama kiedyś, tak przy okazji mi rzuciła "dobrą radę" pt. "Wiesz jak to jest z facetami, czasami powinnaś poudawać że jest Ci fajnie", to już w ogóle zbliżając się do łóżka miałam na zasadzie "Jejku... Nie, nie, nie, nie!!".
Offline